Wojciech Terlecki Wojciech Terlecki
544
BLOG

Wewnętrzny Dzikus, czyli: Zasiłki Głupku!

Wojciech Terlecki Wojciech Terlecki Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 3


Dawno, dawno temu, u zarania ludzkości, życie było ciężkie i krótkie. Wymagało od przedstawicieli naszego gatunku wielu starań, by zapewnić sobie pożywienie i schronienie. Czynności te były bardzo energochłonne, ale gdy zakończyły się sukcesem, na przykład: upolowaniem dużego zwierzęcia, można było odpoczywać. Pogrążać się w słodkim lenistwie, i pozwalać sobie na nienerwowe trawienie wysokokalorycznego pokarmu. Takie było życie przeciętnego pra-meżczyzny: składało się z krótkich, acz energetycznie wyczerpujących, zrywów i długich okresów sjesty. Pra-kobieta nie zużywała zasobów energii w tak dynamiczny sposób. Jej zajęcia były rozciągnięte w dłuższej perspektywie czasowej i wymagały mniej wysiłku, ale w sumie również nie należało niepotrzebnie trwonić zasobów. Innymi słowy, by przeżyć należało bardzo ostrożnie wykorzystywać trudną do zdobycia energię.

W owych czasach ukształtowała się nasza konstrukcja psychiczna. Generalnie, nie jesteśmy entuzjastami pracy. Nasz Wewnętrzny Dzikus bardzo niechętny jest wykonywaniu niepotrzebnych, jego zdaniem, zajęć. To, że pracujemy, aż osiem godzin dziennie, plus pocimy się na siłowni lub przemierzamy biegiem kilkanaście kilometrów, to zdecydowanie naleciałość kulturowa. Presja grupy rówieśniczej zmusza nas do rywalizacji o status i gromadzenia dóbr wszelkich. Z drugiej strony świadomość przemijania i śmiertelności, skłania nas do odwlekania tego momentu poprzez: "dbanie o siebie".

I w tej sytuacji ujawnia się dualizm naszej osobowości. Uwidacznia się Nasz Wewnętrzny Dzikus który jest zdecydowanie przeciwny "dbaniu o siebie", to według niego niepotrzebna strata energii i czasu. Jednocześnie gdybyśmy ulegli jego niewerbalnym sugestiom, to czas wolny spędzilibyśmy na objadaniu się wysokokalorycznym pożywieniem. To forma mentalnej kwadratury koła. Niestety nasz Wewnętrzny Dzikus nie jest tą logiczną i analityczną częścią naszego umysłu.


Większość z nas nie ma szczęścia zajmować się zawodowo sprawami, które nas pasjonują. Nie chodzimy do pracy, którą lubimy. Dobrze jest jeżeli nasza pracę zawodową przynajmniej tolerujemy. I gdybyśmy wygrali kilka milionów nasz szef nie zobaczyłby nas w firmie, no chyba, że przyszłoby nam do głowy trochę pochuliganić i poirytować kolegów. Myślę, że pierwszym pomysłem na spędzeniu tak podarowanego przez los czasu byłoby  dogadzanie naszemu Wewnętrznemu Dzikusowi. Do powrotu do pracy skłoniłaby nas nuda. A i to podejmowalibyśmy się  zajęć które musiałby by nam dawać satysfakcję i dużo radości. Nikt jednak nie chce nam dawać kasy za darmo. Przynajmniej w naszym kraju. Bo za granicą, zgromadzili taką nadwyżkę środków, że postanowili rozdawać pieniądze wszystkim. Demokratycznie, bez względu na pochodzenie społeczne, kolor skóry, przekonania religijne i normy etyczne. Kasa dla wszystkich. Jak to się stało?


Świat do końca dziewiętnastego wieku rozwijał się dosyć dynamicznie. Ludzie ciężko pracowali, a by sobie ułatwić, życie dokonywali wynalazków. Czasami skutki owych dzieł intelektu okazywały się zaskakujące. Upadek monarchii i pojawienie się demokracji nastąpiło za przyczyną skonstruowania karabinu maszynowego. W CKM natychmiast wyposażyli się wszyscy ówcześni władcy europejscy. Nie po to oczywiście, by jeździć w knieje i rozstrzeliwać nim każdą wchodzącą pod lufę zwierzynę. Ustrzelona tak dziczyzna traciłaby wiele z wartości kulinarnych. I umówmy się nie takie wykorzystanie tej broni było rekomendowane przez producenta. Wyobraźnie ówczesnych władców rozpaliła perspektywa wystrzelania w pień armii swojego kuzyna po fachu. Pierwsza wojna światowa zakończyła się remisem ze wskazaniem, a ci którzy przeżyli doszli do wniosku, że ten cały cesarz to im ani brat, ani swat i nie ma powodu, by za niego ginąć. Powstały państwa narodowe i rozprzestrzeniła się demokracja. I nie byłoby w tym nic złego, ale jak głosi powiedzenie :"natura nie znosi próżni."

Próżnia wytworzyła się w skutek braku skarbca królewskiego. W zamian za to powstał budżet państwowy. Skarbiec miał jasno określonego dyspozytariusza. Budżet państwowy już nie. Stworzono, co prawda stanowisko ministra finansów, ale jest on jedynie urzędnikiem wybranym przez partię polityczną. Dyspozytariuszem budżetu zostało zatem ugrupowanie polityczne, które w danej chwili wygrało wybory.

Problem polegał na tym, że mogło je równie łatwo przegrać. Dostęp do kasy państwowej, jaka by nie była, to nie jest coś z czego można łatwo zrezygnować. Jego utrata skutkuje stanami depresyjnymi, napadami szału, utratą godności i przyzwoitości, a wszytko to  w skutek ciężkiego syndromu odstawienia. Widać to obecnie na przykładzie posłów i działaczy odstawionych i to chyba bez szans na ponowne dostawienie . Takim nieszczęściom trzeba zapobiegać zawczasu.

A jak można utrzymać się przy kasie, kiedy ma się tę kasę? Trzeba obiecać, że się coś komuś da za darmo. Da się na przykład opiekę zdrowotną, szkolnictwo i inne takie tam. Wewnętrzny Dzikus  jest dość tępy i uwierzy, że dostaje. Nie zauważy, że za to płaci i to bardzo, bardzo wiele, bo pośredników jest multum. Czasami to nie wystarczy trzeba zagrać nomen omen "va banque" i zaspokoić Wewnętrznego Dzikusa, dając mu kasę wprost w łapkę. Tak  ufruktowana część naszej osoby będzie ukontentowana. W końcu kasa przychodzi za darmo. Może nie jest jej dużo, ale po co się ruszać z domu, po co wychodzić ze "strefy komfortu" jeżeli można spędzić czas przed telewizorem z Mocnym Full'em w ręku?

A co jeżeli tej kasy jest dużo? Kiedy elita polityczna fruktuje swoich wyborców hojnie, bo są wymagający i  byle co ich nie zaspokoi? Całą bandę politycznych utrzymanków stać na zaspokojenie całej bandy utrzymanków ekonomicznych, którzy odwdzięczą  się głosem przy urnie.

Co z tego, że gospodarka ledwo zipie? Dostęp do budżetu jest, kredyt zawsze można zaciągnąć, niech sobie zatem zipie jak chce.


Aż tu nagle, zjawia się w dostatnich krainach cała horda osób, które kierowane są żądzami ichnich Wewnętrznych Dzikusów, znajdujących ukontentowanie w kasie za nic. Ichni Wewnętrzni Dzikusi się nie opierdalają - dokładnie wiedza czego chcą i kto to ma im dać. Nawet wymyślili sobie specjalną religię, w której wolno wszystko, byle tylko zrobić sobie dobrze. Chcą kasę za "wystarczy być" i wcale nie koniecznie z pożytkiem dla kogokolwiek innego.

Kolor skóry nie ma tu żadnego znaczenia. Nie ma takiego człowieka, który nie rozważył by oferty kasy za darmo. I nie ma takiego Wewnętrznego Dzikusa, który bez mrugnięcia okiem zgodziłby się na taką propozycję.

Konkurencja się zrobiła niemała przy tym korytku. Co zatem zrobić? Wysłać ich gdzieś - postulują utrzymankowie polityczni - byle dalej od nas. Za późno inteligencjo niepracująca - Wewnętrzny Dzikus jest istotą osiadłą. Jak dobrnie do celu to się nie ruszy.  

A może by tak sięgnąć do przyczyny problemu: do forsy za nic. Przestać płacić. Natychmiast zabrać zasiłki. Nienależne pieniądze, są czynnikiem destruktywnym dla człowieczeństwa. Dla rozwoju, innowacyjności, pomysłowości. Przyczyną dla której ludzie leżą przed telewizorem i piorą mózgi soup-docami i innym tańcami z chuj-wie-kim. Skończyć paść Wewnętrznego Dzikusa. Będzie darł mordę i to głośno, ale to należy przetrzymać. Pewnie będzie gryzł i drapał, ale z jego definicji wynika, że nie jest w stanie jakiejkolwiek aktywności wykonywać przez dłuższy czas.

No dobra, ale przecież: wyborcy, głosy, dostęp do budżetu.

Sorry frajerzy. Wkrótce nie będzie żadnego budżetu.

A jeżeli nic się nie zmieni to, w końcu, pojawi się ktoś z karabinem maszynowym. I nie jest pewne, kto do kogo będzie strzelał.

Urodziłem się w Warszawie w peerelu. W roku swoich osiemnastych urodzin dorosłem na tyle, by głosować w pierwszych, prawie wolnych, wyborach. Karierę zawodową rozpocząłem od zarządzania projektami Fundacji Zabezpieczenia Społecznego, wtedy to wyleczyłem się z bajek o sprawiedliwości społecznej. Pisanie zacząłem od promowania pojawiających się na polskim rynku usług transmisji danych. Moim sukcesem było stworzenie marki Neostrada. Po odejściu, w 2013 z Orange Polska, napisałem powieść "Kukiełki i Dusze". W roku dwutysięcznym osiemnastym napisałem opowiadania: INWAZJA OBCYCH, HIP, HIP, HURA! oraz Algorytm Belzera, które zostały nagrodzone w konkursach Fantazmatów i Bibliotekarium. W 2020 roku nakładem wydawnictwa Bibliotekarium ukazała się powieść "Era Zwodnika".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo